Skip to content

Nad grobem Ireny Sendlerowej

Umarła, ale żyje! Żyje, póki żyć my będziemy, skazani na gazowe komory, my, którym uratowała życie, których wyprowadziła zza murów getta, czyli z piekła – i zapewniła schronienie w miejscach, dających nadzieję ratunku. Żyje i żyć będzie także później – za sprawą potomstwa tych, którym pomogła, a także – dzięki pamięci, która jest jedną z największych wartości w ludzkim świecie. Dokonała dzieła niezwykłego, którego z niczym nie da się porównać. Przy współpracy ludzi dzielnych i pełnych dobrej woli uchroniła przed niechybną śmiercią dwa i pół tysiąca dzieci, ale nie tylko, bo pomogła – o czym się rzadziej wspomina – również wielu dorosłym. Od lat najwcześniejszych była wspaniałą i ofiarną działaczką społeczną, wywodzącą się z kręgów polskiej lewicowej inteligencji, troszczyła się o biednych, opuszczonych i upokorzonych. Ale to, kim jest i co potrafi, ujawniła w czasie najstraszniejszym, w czasie okupacji i Zagłady. Do ratowania istnień ludzkich w skali tak ogromnej, wręcz nieprawdopodobnej, nie wystarczała wszakże tylko dobroć, współczucie, ofiarność. Za ich sprawą uratować można było dwoje dzieci, troje, może pięcioro. Trzeba było geniuszu Ireny Sendlerowej i Jej energii, by dokonać czegoś co zakres ma tak wielki. Nie obawiam się tych słów, nie ma w nich przesady. Dzieło tej drobnej i kruchej kobiety, która nigdy nie wypowiadała wielkich słów i z pozoru niczym się nie wyróżniała, świadczą o geniuszu, geniuszu wielorakim. Geniuszu odwagi i poświęcenia. Ale także geniuszu organizacyjnym. Powtarzam, tu nie wystarczały dobre chęci, tu nie wystarczały także inne cnoty. To wielkie dzieło ratowania wymagało geniuszu organizacyjnego. Irena Sendlerowa go posiadała, umiała zaplanować działania w strasznej rzeczywistości okupacyjnej, a także przewidzieć ich skutki, umiała stworzyć zespół współpracowników i nim kierować, a także współdziałać z ludźmi z wielu kręgów społecznych i politycznych, religijnych i towarzyskich. To dzięki tym niezwykłym talentom mogła dokonać tego, czego dokonała. I dzięki odwadze wprost niebywałej. Była człowiekiem czynu, którego celem nieustannym stało się niesienie dobra. Człowiekiem czynu, który nie bał się narażania własnego życia dla ratowania życia innych.

Żegnamy bohaterkę. Bohaterkę, która o swoim heroizmie mówić nie zwykła. Bohaterkę przez długie lata pozostającą w cieniu, bo o Jej czynach pamiętali nieliczni. Trochę przyjaciół, którzy Ją znali z dawnych lat, kilku historyków, jakieś poszczególne jednostki, do których wieść doszła o tej niezwykłej kobiecie i Jej czynach. osób takich, jak amerykański nauczyciel, który dokonał rzeczy zdumiewającej: przy pomocy kilku uczennic uświadomił światu, ale też Polakom, że w Warszawie żyje osoba, która uratowała przed niechybną śmiercią tak dużą grupę dzieci.

Należę do tych ocalonych, którzy znali Irenę Sendlerową od wielu dziesięcioleci, niemal od zawsze; wielu z tych, którzy dzięki niej przetrwali, nie są świadomi, ile Jej właśnie zawdzięczają. Bohaterska i obdarzona niezwykłą pamięcią, często powracała do lat, w których dokonała tego, co było ponad ludzkie siły. Ale o rozgłos nie dbała. Na szczęście świat o Niej sobie przypomniał. Odznaczenia i wyrazy hołdu zaczęły nadchodzić z różnych stron świata. Od drzewka posadzonego w Izraelu do Orderu Orła Białego. O ile wiem, szczególnie ceniła nagrodę imienia Jana Karskiego, może dlatego, że jej patron równie silnie jak ona zaangażował się w sprawy mordowanych Żydów i chciał o tej zbrodni powiadomić świat cały. Myślę jednak, że szczególną radość Jej sprawiały objawy serdeczności ze strony tych, którzy Ją odwiedzali i do Niej pisali, ze strony osób, które uratowała, ale też tych późno urodzonych, jakim najstraszniejsze doświadczenia zostały oszczędzone. W czasie jednego z ostatnich z Nią spotkań, powiedziała mi, że dla niej nagrodą Nobla jest to, że szkoły nazywane są jej imieniem. Los bywa reżyserem nieprzewidywalnym, zmarła w dniu, w którym odbywała się piękna uroczystość powołania Jej na patronkę warszawskiego gimnazjum. Do chwil swoich ostatnich zachowała jasność umysłu, orientowała się w tym, co się dzieje, nadal ciekawa była świata, z zainteresowaniem i niepokojem obserwowała wydarzenia krajowe. O tym też nie wolno zapominać, była niezwykle sympatycznym, życzliwym, otwartym człowiekiem, takim, z którym rozmowa stanowi prawdziwą przyjemność. W ostatnich latach, słaba i zmęczona, mówiła cicho, warto było wszakże wysilać słuch, by uchwycić każde jej słowo. Wydawałoby się, że być powinna na codzień osobą z pomnika, bo nią w istocie była, ale była też po prostu uroczą i mądrą kobietą, z którą rozmowa była przyjemnością.. Nie dziw, że do pokoju numer 15 w Centrum Ojców Bonifratrów na Sapieżyńskiej zmierzało tak wielu, by choć chwilę przebywać w Jej towarzystwie.

Słaba i schorowana była niezwykle duchem silna, dzielnie znosiła rodzinne kłopoty, dotknęło Ją nieszczęście największe: śmierć syna. W każdej sytuacji pokazywała niezwykłą ludzk klasę. Dotrwała do późnej starości, żyła dokładnie dziewięćdziesiąt osiem lat i trzy miesiące (bez trzech dni). My wszyscy, tutaj zebrani, opłakujemy Jej odejście, opłakujemy szczerze, świadomi, jak wielką ponieśliśmy stratę. Chciałbym jednak – wbrew zwyczajom obowiązującym w mowach nad grobem wygłaszanych – zakończyć akcentem optymistycznym. Nie tylko wyrażę przekonanie, że wielkie dzieło Ireny Sendlerowej pozostanie w pamięci na zawsze i przejdzie do historii, bo to wątpliwości nie ulega, chciałbym wyrazić radość, że była z nami tak długo, że opuściła nasz ziemski padół, dożywszy wieku sędziwego.

Michał Głowiński
[Przemówienie ukazało się w dzienniku „Polska” z 16 maja 2008 r.]

Udostępnij:

Back To Top
Search