Pomnik ze słów recenzja Ryszarda Wasity ze "Słowa żydowskiego"
Niedawno zmarł w Paryżu znany i ceniony lekarz i wychowawca prof. Stanisław Tomkiewicz, autor książek wydanych w wielu językach. Kiedyś siedzieliśmy już po kolacji, w wieczornym wyciszeniu i Tom jęknął: – Znowu mnie noga boli, tle się zrosła po tym wyrzuceniu z wagonu. Znałem prof. Tomkiewicza (pochodził z warszawskiej polsko-żydowskiej inteligenckiej rodziny) już tyle lat, ale dopiero tego wieczora dowiedziałem się, że jako kilkunastoletni chłopiec, drobnej postury, został przez rodzinę wyrzucony górnym okienkiem towarowego wagonu jadącego prosto do Treblinki. Irena Sendlerowa właśnie o takich mówi: – Bez przesady można powiedzieć, że każdy poszczególny człowiek, który się uratował, ma za sobą dzieje, które mogłyby być tematem grubej książki.
Irena Sendlerowa, która uratowała 2500 dzieci żydowskich w latach Zagłady, była przez wiele lat w Polsce osobą nieznaną, o której mówiono:
– Byłem w sytuacji uprzywilejowanej – w kręgu moich studenckich przyjaźni byli ocaleni przez tę kobietę i oni z autopsji opowiadali (niezbyt zresztą chętnie) jakieś epizody z Zagłady i Ratunku.
Dopiero w roku 2004 (a Irena Sendlerowa urodziła się w Warszawie w roku 1910) ukazała się pierwsza książka o Matce Dzieci Holocaustu. Tak ją nazwała – a czy można trafniej? -twórczyni tej książki – polonistka i teatrolog Anna Mieszkowska. Jest ona jak budowniczy średniowiecznej katedry – zgromadziła różnorodny budulec, złożyła elementy w całość i nadała kształt książki. Pisze: – Korzystałam z bogatego archiwum pani Ireny, jej rad i doświadczenia. A ponadto odbyła wiele bezpośrednich spotkań, rozmów, sporządziła notatki. Od maja 2003 do marca 2004 r.
Poprzez życie Ireny Sendlerowej w latach wojny i okupacji przewijają się dziesiątki spraw i dziesiątki ludzi – otrzymujemy w tej książce i obraz indywidualnych losów po obu stronach muru, i syntezę losu zbiorowego i Żydów, i Polaków tamtych lat. Heroizm Ireny Sendlerowej, jej wielki zmysł organizacyjny i dobre ludzkie serce – tak często to zaświadczają ocalone dzieci – spotkał się w latach powojennych z gorzką zapłatą. Milczenie wokół jej osoby to nie wszystko. Pisze ona wprost: – Wielokrotnie wzywano mnie do Urzędu Bezpieczeństwa, grożono mi nieustannie. I nie wiadomo, czy bohaterka z lat Zagłady dożyłaby sędziwego wieku, gdyby nie dyskretna interwencja u wysokiego dygnitarza „od bezpieczeństwa” jednej z uratowanych przez nią z getta. Prześladowania objęły również dzieci Ireny Sendlerowej – studia wyższe nie były dla nich dostępne. Jeden z uratowanych, dziś profesor w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk – Michał Głowiński pisze w słowie wstępnym: – Irena Sendlerowa już teraz jest symbolem heroizmu i poświęcenia – i wszelkie po temu ma dane, by stać się symbolem dobrych, przyjacielskich stosunków łączących społeczność polską ze społecznością żydowską.
Książka opracowana przez Annę Mieszkowska nie boi się prawdy i polemiki z nieprawdą. Dlaczego Irena Sendlerowa podjęła się w roku 1981 spisania wspomnień z lat Zagłady? Kierowała nią chęć pokazania młodemu pokoleniu Żydów rozsianych po całym świecie, że nie mają racji, uważając, że Żydzi polscy, męczeni w nieludzki sposób, byli bierni. I daje przykłady codziennej walki nie tylko o życie, ale o życie godne. Irena Sendlerowa bardzo krytycznie ocenia też opinie niektórych środowisk żydowskich na Zachodzie o chęci schrystianizowania ukrywanych w sierocińcach (głównie przyklasztornych) żydowskich dzieci. Musiano przyjmować zasady pełnej mimikry. Polsko-żydowski pisarz Stanisław Benski opowiadał mi kiedyś o swoim pobycie w Nowym Jorku. Siedział wśród upierścienionych dam i dżentelmenów i napomknął o niemożności wydobycia się z getta ani pieszo, ani tramwajem. Na to jedna z dam: – Trzeba było wziąć taksówkę. Żydzi amerykańscy wprost nie mogą pojąć losu Żydów europejskich w latach Zagłady.
Irenie Sendlerowej szczęście jakoś sprzyjało (do czasu tylko) – pracowała jawnie w Zarządzie Miejskim (w referacie opieki nad dziećmi), a tajnie w różnych organizacjach. W „Żegocie” zajmowała się losem żydowskich dzieci. I jej dokonania (powtarzam – 2500 uratowanych dzieci) najlepiej i skrótowo oddają tytuły artykułów o niej w „Stuttgar-ter Zeitung”, „Frankfurter Rundschau”, „Focus”, „Dagens Nyheter”, gazetach amerykańskich, brytyjskich. Zaczęła się pojawiać znacznie dłuższa niż „Lista Schindlera” – „Sendlers Liste”. Cena była wysoka. Irena Sendlerowa doświadczyła tortur w siedzibie gestapo w Al. Szucha i na Pawiaku.
„Szum” (jakże błogosławiony) wokół Ireny Sendlerowej spowodowały cztery młodziutkie amerykańskie uczennice z Uniontown i ich nauczyciel historii Norman Conard. Wrażliwe dziewczyny tak się przejęły życiem dalekiej Polki i jej małymi żydowskimi podopiecznymi, że zaczęły drążyć te niepojęte dla nich sprawy. A zaczęło się właśnie od pytania; – Co to jest getto? Po z pasją prowadzonych studiach, gromadzeniu materiałów – napisały krótką, prostą i… przejmującą sztukę „Życie w słoiku”. Wyjaśnienie: Irena Sendlerowa prowadziła sumiennie i przez wiele lat dokumentację ratowanych żydowskich dzieci. Bibułki z nazwiskami umieszczone w słoiku zakopywała w ogródku. Krótka sztuka była wystawiana w wielu miastach i miejscowościach, w prasie ukazywały się artykuły, a w radiu i telewizji audycje. Gromadka Amerykanów dwukrotnie odwiedziła sędziwą bohaterkę sztuki w Warszawie. I Irena Sendlerowa w późnej starości stała się sławna wbrew swej woli. Medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata i drzewko w Jerozolimie, list od papieża Jana Pawła II. Order Orła Białego i liczne pisma o dużym stężeniu patosu. Pewno nie można inaczej.
Książka opracowana przez Annę Mieszkowską jest nasycona tylu sprawami, że nie sposób nawet wszystkich wymienić. Chciałbym zwrócić uwagę na trzy rozdziały o szczególnej wadze. Przedrukowane fragmenty (tu uzupełnione i poprawione) tekstu Ireny Sendlerowej z „Biuletynu Żydowskiego Instytutu Historycznego” o kołach młodzieżowych przy komitetach domowych w warszawskim getcie. Między innymi przypomina koło prowadzone przez Ewę Rechtman – asystentkę wybitnego polskiego slawisty prof. Stanisława Słońskiego i Jana Izaaka Kiernicela, który na rok przed wybuchem II wojny światowej zaczął pisać rozprawę doktorską pod kierunkiem prof. Wacława Borowego. Koła odgrywały wielką rolę, nie tylko organizując pomoc opiekuńczą i dbając o zaspokojenie potrzeb kulturalno-oświatowych. Ich zasługą była walka z beznadziejnością, walka o godność osobistą i narodową.
Drugim niezmiernie cennym tekstem tej księgi jest przypomnienie, aż do dziś przemilczanej postaci Juliana Grobelnego i jego żony Heleny. A był on prezesem i duszą „Żegoty”.
Po trzecie wreszcie – mamy głosy pięciorga spośród 2500 uratowanych dzieci, m.in. Katarzyny Meloch i Elżbiety Ficowskiej. Ficowska miała sześć miesięcy, gdy tajnie wywieziono ją z getta, znalazła dobrą polską matkę, ale żyje z nieustającym dramatem: nie zna twarzy swej matki żydowskiej.
Książka wydana jest pięknie pod względem graficznym i poligraficznym, liczne fotografie nadają jej bardzo ludzki wymiar. Czytelnik – patrząc na te twarze – czuje z nimi bliskość.
Ryszard Wasita