11 grudnia 2012 r. byłam gościem Gimnazjum nr 119 im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie. Szkoła mieści się na osiedlu Stara Miłosna w dzielnicy Wesoła. Kiedyś były to podwarszawskie miejscowości letniskowe, obecnie należą do Warszawy.
Spotkanie zaaranżowała córka mojej szkolnej koleżanki, matka dwóch chłopców, uczniów tej szkoły. Od początku było mniej stresująco niż zwykle, bo już wcześniej znałam zarówno chłopców jak i ich matkę i babcię, zjawiliśmy się więc wszyscy jako „silna grupa”.
Spotkanie zostało zorganizowane w czytelni. Czekało na nas kilkoro nauczycieli i blisko 60 młodych ludzi – uczniów trzecich klas gimnazjum. Pani kierowniczka biblioteki powitała nas, przedstawiła i w kilku słowach wprowadziła w temat pt. „Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat”, takie bowiem hasło przyświecało naszemu spotkaniu. Jak zwykle opowiedziałam dzieciom o sobie i jak zwykle pytali – kim się czuję, Polką czy Żydówką? Z którą rodziną mam bliższy kontakt – z polską czy żydowską? Jakiego jestem wyznania? Dlaczego nie wyjechałam, kiedy inni wyjeżdżali itd.
Trochę byli rozczarowani, że nic nie pamiętam z czasów wojny, nawet Powstania Warszawskiego. Ale, ale … moja szkolna koleżanka, odrobinkę ode mnie starsza, nieliczne fragmenty pamiętała, uzupełniła więc moją opowieść swoimi przeżyciami i w ten sposób sprostałyśmy oczekiwaniom młodzieży. Jakoś uporałyśmy się też z odpowiedziami na pytania o stosunek do Niemców, do Żydów i do Polaków. Dzieci wykazały się naprawdę dużym zainteresowaniem i empatią. Słuchały naszych opowieści w ciszy i skupieniu, a z pytań wynikało, że – na ile to możliwe – wiedzą o czym mówią.
Pożegnanie było bardzo serdeczne – kawa, ciastka, kwiaty, zaproszenie na przyszłe lata do szkoły i ewentualnie do Biblioteki Miejskiej.
Nie mam nic przeciwko temu.Joanna Sobolewska-Pyz
Warszawa, 18.12.2012 r.