Spotykamy się jak zwykle w drugi czwartek miesiąca, czyli 10 października o godzinie 15:30 w Białym Domu przy ul. Twardej 6. Naszym gościem będzie dr Helena Datner, córka historyka Szymona Datnera i działaczki społecznej Edwardy Orłowskiej. Helena Datner, podobnie jak nasz poprzedni gość – Agata Tuszyńska, jest przedstawicielką drugiego pokolenia. Pracuje w Żydowskim Instytucie Historycznym, gdzie zajmuje się badaniami nad współczesną historią(kulturą) Żydów i jej związkami z historią (kulturą) polską. Prowadzi też badania nad problemem antysemityzmu.
Przeczytaj sprawozdanie
Sprawozdanie z czwartkowego zebrania w dniu 10 października 2019 roku
Naszym gościem była dr Helena Datner z Żydowskiego Instytutu Historycznego, w którym prowadzi badania nad współczesną historią i kulturą Żydów i ich związkami z historią i kulturą polską. Spotkanie z nami zaczęła od informacji o ogłoszonym rano Noblu dla Olgi Tokarczuk, o czym już wiedzieliśmy i bardzo się z tego cieszyliśmy.
Helena Datner podzieliła się z nami obawą o obsadę stanowiska dyrektora ŻIH, ponieważ za rok kończy się kadencja Pawła Śpiewaka i może się powtórzyć sytuacja, jaka zaistniała w muzeum POLIN, bowiem ŻIH w takim samym stopniu zależy od Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Powołane przez ministra Glińskiego Muzeum Getta Warszawskiego, zgodnie z koncepcją zrodzoną w ŻIHu, miało stanowić jego część, ale tak się nie stało. Jesienią ma się odbyć wspólna sesja z tym „dzieckiem poczętym z nieprawego łoża”, jak się wyraziła nasz prelegentka. Jeśli w nowym rządzie pan Gliński pozostanie na swoim stanowisku, wszystko może się zdarzyć. Głównym historykiem muzeum jest znany i uznany profesor Dawid Blatman z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie. Jest on autorem wielu opracowań o sytuacji Żydów w Polsce w okresie przed wybuchem wojny i w czasie wojny, pisał też o warszawskim getcie. Krytycznie mówi o Węgrzech, ale obecna sytuacja w Polsce mu się bardzo podoba. Krytykuje też Yad Vashem, ale może dlatego, że nie jest tam mile widziany. Ten pan jako naukowy opiekun muzeum getta nie wróży nic dobrego. Przykre, że w tym muzeum są nasi koledzy – mówi Helena Datner. Dobrze chociaż, że budynek dawnego Szpitala Dziecięcego Bersohnów i Baumanów, gdzie będzie siedziba muzeum, zostanie odrestaurowany. W 2023 roku, w osiemdziesiątą rocznicę powstania w getcie warszawskim, nastąpi otwarcie muzeum. Zostanie tam pokazana wystawa, która zapewne przedstawi Polaków w jak najlepszym świetle. Takie było założenie i na taki cel przeznaczono bardzo dużo pieniędzy.
W tym miejscu głos zabrała przewodnicząca Stowarzyszenia, Aleksandra Leliwa-Kopystyńska, i powiedziała, że muzeum zwróciło się z prośbą o udostępnienie wystawy „Moi żydowscy rodzice, moi polscy rodzice”, ale im odmówiliśmy, ponieważ chcieli tę wystawę zrobić na zewnątrz budynku. Taki pomysł wzbudził poruszenie wśród słuchaczy. Tyle o muzeum.
W ŻIH pojawiły się pieniądze. Budynek został odrestaurowany. Jednak największym sukcesem jest wydanie 39 tomów Archiwum Ringelbluma. Robiono to trochę w pośpiechu, są pewne niedoróbki.
Zaczęłam czytać fragmenty różnych tomów i wstrząsnęło to mną – mówi Helena Datner. Czterdzieści kilka osób ma wkład do tego archiwum. Jest to coś wyjątkowego i wspaniałego. To jest prawdziwa nauka. Oni przebywając w getcie warszawskim nie zawahali się, by opisać wszystko do końca. Te opisy budzą mój najwyższy szacunek. Co się dzieje z człowiekiem, kiedy zostanie postawiony w trudnej sytuacji. Na przykład pisze ktoś, kto uciekł ze Lwowa i trafił do getta w Warszawie. Idzie i widzi na ulicy martwe, nagie ciało dziewczynki. Wiadomo, że dzieci umierają i są pozostawiane na ulicy, bo pochówki są bardzo drogie. Autor opisu trafia do rodziców tej dziewczynki. Znajduje tam piątkę dzieci i słyszy od ich matki, że sukieneczka była potrzebna dzieciom, które żyją. Takie opisy mają za zadanie przedstawić atmosferę panującą w getcie.
Teraz przygotowuje się edycję angielską. Część dokumentów jest po żydowsku. Jeden tom jest autorstwa samego Ringelbluma. Pisał go, gdy siedzieli w 36 osób w ukryciu. Po denuncjacji w marcu 1944 roku wszyscy mieszkańcy schronu zostali rozstrzelani. Ta książka jest o stosunkach polsko-żydowskich. Jest to praca naukowa, pisana na gorąco. Opracowanie jest napisane tak, jakby chciano uciszyć autora. Inne tomy są opracowane bardziej obiektywnie. Ten, o którym mówię jest przedstawiony tendencyjnie. Później Artur Eisenbach napisał inny wstęp.
Chciałabym teraz opowiedzieć o Centralnym Komitecie Żydów w Polsce – politycznym przedstawicielstwie Żydów, powołanym w październiku 1944 w celu ich reprezentowania wobec władz państwa oraz w celu koordynowania pomocy i opieki społecznej nad ocalonymi z Zagłady. Istniał w latach 1944-50. Wtedy potrzebna była wszelka pomoc. Między innymi to oni zajmowali się opieką nad dziećmi. W 1945 roku na terenie Polski było 5000 dzieci w wieku od 3 do 14 lat, wymagających pomocy. 60% to były pełne sieroty. Część z nich miała jednego z rodziców. Te dzieci przeżyły w Polsce, często w polskich rodzinach. Centralny Komitet Żydów w Polsce stanowił jak gdyby żydowski parlament. Odtworzono w nim struktury przedwojenne. Nie było wśród nich jedynie ortodoksów. W sferze ideologii okres do 1948 roku był najlepszy. Syjoniści mówili: „gdybyście wyjechali przed wojną, to zagłada miałaby mniejszy rozmiar”. Jedną z idei Komitetu była produktywizacja Żydów. Mieli pracować jako rolnicy, górnicy czy rzemieślnicy. To była opcja lewicowa. Mówiono, że jest za dużo lekarzy czy prawników i dlatego Polacy nie lubią Żydów. Produktywizacja miała to zmienić.
W swojej działalności naukowej Helena Datner zajęła się dziećmi. Napisała książkę pt. „Po Zagładzie. Społeczna historia żydowskich domów dziecka, szkół, kół studentów w dokumentach Centralnego Komitetu Żydów w Polsce”. Obejmuje ona dzieci od 3 aż do 25 roku życia, przy czym pierwszą grupę stanowią dzieci w wieku od 3 do14 lat. Część z nich przeżyła w polskich rodzinach. Jednak wszystkie żydowskie ugrupowania uważały, że również te dzieci powinny być odebrane Polakom i zostać wychowywane po żydowsku. Podobnie było w Holandii. Do tej akcji włączył się nawet rabin Izraela. Uważał, ze należy rejestrować dzieci żydowskie, by móc je przywrócić narodowi żydowskiemu. Żaden kraj oficjalnie na to się nie zgodził. Tymi sprawami zajmowały się organizacje syjonistyczne i ortodoksyjne. Około 160 nazwisk dzieci zebrano z Warszawy, Białegostoku i innych miejscowości. Czasami posuwano się nawet do porywania. Następnie część tych dzieci wyjechała z Polski. Wywożono je nawet przez zieloną granicę. Kilkaset wyjechało na paszporty francuskie. Pojechali do Paryża, a potem do Izraela.
Po wojnie w Polsce było około miliona żydowskich dzieci. Odzyskiwaniem ich dla narodu żydowskiego zajmował się Centralny Komitet Żydowów w Polsce. Dla nich sytuacja była zero jedynkowa. Dzieci żydowskie muszą wrócić do narodu żydowskiego. Zabierano je z domów dziecka i z rodzin polskich. Duża część odzyskanych dzieci w Izraelu żyła w kibucach. W tamtym czasie państwo polskie, ministerstwo oświaty, wydało dwa okólniki. Jeden był rozesłany do domów dziecka. Mówił on, że zabrania się zmiany dzieciom ich oryginalnych imion i nazwisk. W dokumencie musi być tak, jak było przed wojną. Dzieci przyjeżdżały też z ZSR. Wśród nich było 100 tysięcy dzieci żydowskich. Wszystkie umieszczono w Gostyninie. Przyjechali tam opiekunowie, by zastanowić się co z nimi zrobić. Wśród tych dzieci były objawy antysemityzmu. Dzieci polskie poczuły ojczyznę i zaczęły dręczyć dzieci żydowskie. Te z ZSRR znały swoje imię i nazwisko. Drugi okólnik mówił, że nawet wtedy, gdy po dziecko zgłasza się ktoś, kto mówi, że jest rodziną, dom dziecka nie ma prawa go wydać, jeśli nie ma pewności, że to będzie dla dobra dziecka. Zabieranie od rodzin było objęte tym pismem. Chodziło o ochronę uczuć dzieci. W rzeczywistości nie było tak pięknie. Często przybrani rodzice nie chcieli oddać dzieci. Zdarzało się, że zostawiano dzieci w rodzinach polskich. Można było przecież przewidywać, że kiedyś takie dziecko dowie się prawdy i wróci do narodu żydowskiego. Było też bardzo dużo przypadków handlu dziećmi. W 1945 roku żydowscy politycy zdecydowali się płacić za dzieci. Przybranym rodziców proponowano duże pieniądze. Była też możliwość dochodzenia prawnego przez jakiegoś krewnego. Taką sprawę rozsądzał Sąd Grodzki. Ciotka starała się o dziecko, sąd odmówił wydania dziecka. Komitet Żydów był tym zaniepokojony.
Katarzyna Meloch – byłam w zakonnym domu dziecka. Po wyzwoleniu przyjechała tam żona mojego wujka i powiedziała, że mnie zabiera. Zakonnice się zgodziły, mimo że ja nie chciałam z nią odejść. Mieszkanie z tą rodziną było dla mnie koszmarem. Kolega w takiej sytuacji uciekł do lasu. Uważam, że nie wolno było mnie oddawać żonie mojego krewnego. Komitet często odbierał dzieci podstępem, a Polacy też cierpieli, bo byli przywiązani do dziecka. Kiedy indziej dzieci były traktowane jak towar, który powinien być gdzieś ulokowany.
Domy dziecka należące do Komitetu były całkowicie świeckie. Inne szkoły miały obowiązkową religię. Żydowskie instytucje były świeckie. To była świeckość miękka. Na terenie domu dziecka nie działo się nic religijnego. Gdyby jednak dziecko chciało, to opiekun miał obowiązek nauczenia go żydowskich rytuałów. Z drugiej strony, kiedy dzieci przychodziły na tak zwany punkt przechodni w Warszawie, często miały krzyżyki czy medaliki. Kiedy ktoś z Komitetu chciał to odebrać, to była osoba, która mu na to nie pozwalała.
Co robiono ze świętami? Do 1948 roku obchodzono święta żydowskie. Były one wystylizowane na święta pór roku czy przyrodnicze. Pesach miał macę i seder, i śpiewano wtedy hymn żydowskich partyzantów.
Marian Kalwary – w niektórych domach dziecka nie obchodzono żadnych świąt. W Śródborowie były jakieś przejawy świętowania. Była maca. Dzieci żydowskie, które ocalały pochodziły przeważnie z rodzin świeckich.
Po wojnie nastał ustrój demokratyczny. Jak wychowawcy widzą terapeutyczna wartość nowego ustroju? Pierwszym punktem, który nadawał ton, było zaszczepienie dzieciom godności. Zwycięstwo demokracji oddało ci człowieczeństwo. To było szlachetne wobec tego, co było w czasie wojny i przed wojną. Teraz widzimy, że dzieci żydowskie idą w marszu pierwszego maja. Idą razem z innymi. Nikt ich nie obraża. Tak przebiegało terapeutyczne wykorzystanie nowego ustroju.
Helena Datner robi badania naukowe o tym okresie.